To krótka historia opisana w niedawno opublikowanym zbiorze opowiadań, First Person: War Stories z Gamespace. Napisane przez Ahl_Capwn. Zainspirowany przez Red Orchestra 2. Redakcja: Kent Sheely.
Możesz sprawdzić nasz wywiad z redaktorem kolekcji Kentem Sheely tutaj.
Mapa była Domem Pawłowa.
W Red Orchestra 2, aby wygrać na tej mapie, musisz zatrzymać więcej niż połowę punktów na mapie do czasu, gdy jednej drużynie zabraknie odrodzeń, a wszyscy pozostali gracze zostaną zabici lub upłynie 45 minut. Wszystkie punkty z wyjątkiem dwóch są zablokowane, więc gra nie zmienia się w klaster, taki jak tryb podboju Battlefielda.
Mniej więcej w połowie jednak my (drużyna rosyjska) zdaliśmy sobie sprawę, że nie uda nam się uchwycić następnego punktu z powodu niezdrowej liczby osób próbujących rzucić się przez otwarte pole bez dymu lub osłony spływającej po naszych biletach respawn. Na szczęście moglibyśmy wygrać, gdybyśmy tylko złapali i trzymali budynek w połowie 9 stycznia, dopóki zegar nie osiągnie zera. Przekazałem to mojemu zespołowi. Około siedmiu z nas otrzymało wiadomość, zanim nasze respawny się skończyły.
Rzuciłem trochę dymu, żebyśmy mogli biec przez pole, nie strzelając do strzelców w na wpół zniszczonych mieszkaniach naprzeciwko nas. Jedna osoba wybiegła tylko po to, by się pociąć, więc spadliśmy z powrotem do okopów, przygwożdżonych. Nasz lekki strzelec spokojnie oznajmił: „Widziałem znacznik, stłumię go”.
Zaczął strzelać w to, co mogłem tylko mieć nadzieję, było prawym oknem. Nie odkładałem tego na później. dym już zaczynał się oczyszczać.
Pobiegłem. Słyszałem, jak mijają mnie pociski z karabinu maszynowego, wydając wyraźne trzaski. Jeden z naszych strzelców próbował zatrzymać i oddać ogień, ale został trafiony. Słyszałem jego ostatni bulgot, kiedy zakrztusił się własną krwią, a potem nic.
Natarczywy.
Nasz strzelec maszynowy również zginął. Wpadliśmy do okopów na zewnątrz budynku. Nasz saper rzucił ładunek do budynku, oczyszczając go z kilku mieszkańców, ale stał zbyt blisko wybuchu. Straciliśmy go. Pozostało nas czterech.
Nasz szturmowiec zobaczył bagnet, który ledwo wystawał z drzwi. Podczołgał się do krawędzi rowu, złapał granat dymny od niemieckiego oficera i wrzucił go. Facet obozujący drzwi spanikował, myśląc, że to prawdziwy granat i wybiegł. Spotkał go pistolet maszynowy.
Wbiegliśmy, zdobywając budynek. Niemcy wciąż mieli kilkaset posiłków i 15 minut na dobę, z których tylko cztery osoby mogły wyeliminować i jeden punkt do zdobycia. Zamierzaliśmy uczynić to dużo trudniejszym, niż się wydawało. Nasz szturmowiec rzucił pistolet maszynowy na korzyść karabinu półautomatycznego martwego oficera, rzadkiej i śmiercionośnej broni, podobnej do tej, z której korzystałem.
Każdy z nas wziął okno i rozpoczął nasze ostatnie stoisko.
Następne 15 minut należało do najdłuższych w moim życiu. Niemcy rzucili się na oślep przez dym i przez otwartą przestrzeń, tak wiele, że nie było miejsca na błędy. Czworo z nas ledwo mogło ich powstrzymać. Musielibyśmy od czasu do czasu przełączać okna, aby nadążyć za Niemcami pochodzącymi z różnych kierunków i wyrzucać snajperów.
Potem zobaczyłem ostatnią rzecz, jakiej chciałem: zielone, okrągłe rundy znaczników niemieckiego lekkiego karabinu maszynowego wylatującego z okna mieszkania w moją stronę. Nie. Nie do mnie. W kierunku faceta obok mnie. Zginął czysto z uderzeniem w głowę i wiedziałem, że wkrótce do niego dołączę, gdybym czegoś nie zrobił.
Wycelowałem w okno, z którego myślałem, że strzelec strzelał, wystrzelił tam cały klip, a potem kilka pocisków z mojego pistoletu na dobre. Moje nazwisko pojawiło się w karmieniu zabójstw i wiedziałem, że go uderzyłem.
Pozostało nas trzech i około trzech minut. Nadal ich powstrzymywaliśmy, ale co 30 sekund byli coraz bliżej. Wkrótce będziemy musieli wycofać się do piwnicy budynku, ale wtedy Niemcy będą mogli rozbić schody i schwytać nas, przewyższając nas z najwyższego poziomu, lub wybierając nas, gdy wchodzimy po schodach.
W końcu, nie mając prawie czasu na zegarze, zorganizowali się w szarżę, wyjęli innego z nas, zostawiając tylko mnie i żołnierza szturmowego. Komunikowaliśmy się przez chwilę i postanowiliśmy, że najlepszym sposobem postępowania będzie zejście na szczyt schodów, a on obóz drzwi.
Wpadli pośpiesznie, może sześciu. Żołnierz szturmowy osiągnął połowę, zanim krzyknął do swojego mikrofonu: „Cholera! Jestem na dole, to koniec.
Zaczął działać zegar przechwytywania i byłem pewien, że zostało to zrobione. Mieliśmy przegrać. Rzuciłem ostatni granat i zbiegłem po schodach.
Gdy usłyszałem, że zgaśnie, zegar przechwytywania zatrzymał się; Dostałem je wszystkie z jednym szczęśliwym granatem panicznym. Obozowałem przy drzwiach przez około piętnaście sekund, kiedy zegar się skończył i wygraliśmy.